czwartek, 1 lutego 2024

Latający Anioł XLII

 


 „Każdy ma jakąś historię

 

 

 

„Każdy ma jakąś historię. To jest tak jak z rodziną. Możesz nie wiedzieć, kim jesteś, mogłaś ją stracić, ale ona mimo to istnieje. Możesz ją porzucić, możesz się od niej odwrócić, ale nie możesz powiedzieć, że jej nie masz. To samo dotyczy własnej historii." ~ Diane Setterfield - Trzynasta opowieść.



- W takim razie idę jeszcze szybko do pokoju. Zapomniałem coś z niego zabrać. - obdarzyłem go szerokim uśmiechem. W gruncie rzeczy cieszyłem się. Rodzina była w komplecie. Nawet już zaakceptowałem Frania, jednak nigdy się przed nim do tego nie przyznam. Musnąłem wargami policzek chłopaka. Popatrzył na mnie, a na jego wargach pojawił się lekki uśmiech. Zarezerwowany tylko dla mnie. Uwielbiałem te momenty. Czułem się wtedy naprawdę szczęśliwy. On sprawiał, że stawałem się lepszy. Niechętnie odwróciłem wzrok i ruszyłem na górę. Do swojego pokoju. Wolnym krokiem szedłem po korytarzu. Światła były zgaszone, jednak delikatne promienie słońca dawały półmrok przez co widziałem drogę. Otwarłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. W moim pokoju rolety były pozasłaniane. Zaskoczyło mnie to. Nie przypominałem sobie, abym to zrobił. Przymknąłem drzwi. Ruszyłem w stronę okna, aby wpuścić do pokoju nieco światła.
- Witaj bracie. - Cichy głos dobiegł mnie ze strony łóżka. Automatycznie mój wzrok pobiegł w tamtym kierunku. Widząc go niemal zamarłem, jednak w następnej chwili od razu przybrałem pozycję obronną.
- Co ty tutaj robisz Memma? - warknąłem jednak na tyle cicho, aby nikt mnie na dole nie usłyszał. Nie chciałem zamieszania. Nie teraz. Chciałem odpowiedzi. A on mógł mi ich udzielić. Ten natomiast zaśmiał się. Wygodniej rozparł się na moim łóżku. Sam przysiadłem na krawędzi biurka przez co byliśmy naprzeciwko siebie. Wzrok utkwiłem na niezapowiedzianym gościu.
- Nie można odwiedzić brata? - uniósł czarna brew. Westchnąłem. Potarłem palcami skronie.
- I mam uwierzyć, że od tak się zmieniłeś? Przy pierwszej bitwie? Tym bardziej, że niemal mnie zabiłeś. - westchnąłem zrezygnowany.
- Wiesz, gdy dowiadujesz się że masz rodzeństwo... świat się zmienia... - rozpostarł ramiona. Ponownie spojrzałem na niego. Wyglądał kropka w kropkę jak ja. Jedynie różniły nas czarne jak smoła włosa. Typowe dla Uchiha.
- I nic ci wcześniej Madara nie powiedział? - rzekłem powątpiewająco. Ten natomiast podwinął rękaw bluzy i pokazał mi swoją rękę. Była ona cała w bliznach i poparzeniach. Byłem w szoku. Jak można tak okaleczać drugą osobę? Było mi go żal.
- Uważasz, że ktoś taki będzie dzielił się z tobą wiadomościami? Nikt o mnie nie wiedział w piekle... tak samo jak i ja byłem odizolowany od nich. On nie wie, że tutaj jestem. Minęło sporo czasu od walki, gdy udało mi się uśpić jego czujność i wymknąć na chwilę. Więc nie mów nikomu, że przyszedłem. Wolę nie wiedzieć co się stanie, gdyby się dowiedział... - na ułamek sekundy dostrzegłem przerażenie w jego spojrzeniu. Jednak szybko je zakamuflował kpiną.
- Dlaczego? Dlaczego teraz Memma? Nigdy nie przypuszczałem, że będę miał więcej rodzeństwa. Jednak.... Jak naprawdę nie robisz manewru, aby mnie oszukać... naprawdę ucieszyłbym się gdybym miał jeszcze brata. Rodzina powinna się wspierać dattebayo! - mruknąłem. Na ostatnie słowa z zakłopotaniem podrapałem się po potylicy. Natomiast chłopak naprzeciwko mnie zagryzł lekko dolną wargę. Najwidoczniej było to dla niego opcje.
- Po prostu uważaj na niego. Ma jakiś plan i na pewno o was nie zapomniał. Muszę już iść. - zerwał się gwałtownie z łóżka. Otwarł szybko okno i wyskoczył przez nie. Nawet nie dał mi szansy, aby cokolwiek odpowiedzieć. Był i nagle go nie było. Patrzyłem zdezorientowany na miejsc, gdzie jeszcze chwilę temu był. Ciche pukanie do drzwi mnie przywróciło do świata żywych. Bez mojego zaproszenia drzwi się otwarły, a przez nie dostrzegłem zatroskaną twarz ukochanego.
- Coś się stało Naruto? Długo nie schodzisz i pomyślałem, że coś się stało. - po tych słowach wszedł do pomieszczenia, podszedł do mnie po czym mnie przytulił. Wtuliłem się w jego objęcia. Po całej tej rozmowie byłem skołowany. Nie wiedziałem co mam myśleć na ten temat. Czy to było prawdziwe? Czy tylko próba podejścia mnie i zmylenia? Pokręciłem przecząco głową.
- Nie mogę znaleźć czegoś. Trudno. Chodź już. Na pewno babunia Tsunade się wkurza. W końcu mieli coś ważnego do ogłoszenia, a mnie nie ma i nie ma. - zaśmiałem się nerwowo. Odsunąłem się od ukochanego. Wziąłem go za rękę i pociągnąłem do wyjścia. Wiedziałem, że nie dał się nabrać na moją zagrywkę. Jednak nie okazał tego i dał się poprowadzić do wyjścia. Znał mnie na wylot. I jakieś moje głupie wymówki nie wywiodą go w pole. Przed schodami przyciągnął mnie do siebie. Nachylił swoją twarz do mojej. Rozszerzyłem źrenice. Nasze nowe niemal się stykały. Zapatrzyłem się w te niesamowicie oliwkowe oczy. Jednak najczęściej jego oczy były czarne. W nielicznych momentach można było ujrzeć ten oliwkowy odcień. Następnie musnął moje wargi. Oddałem ten delikatny pocałunek. Dostrzegając moje przyzwolenie pogłębił pocałunek. Zarzuciłem ręce na ramiona mężczyzny. Uchiha mocniej objął mnie w pasie, wsunął język do mojej jamy ustnej. Zaczęliśmy całować się z języczkiem. Miałem wrażenie, że moje kolana ugną się od nadmiaru emocji. Działał na mnie jak prąd. Wystarczył jego dotyk, czy pocałunek... a ja od razu czułem przypływ bardzo silnych emocji w stosunku do niego. Opuszkami palców zacząłem smyrać jego kark. Wyczuwszy gęsią skórkę w tym miejscu uśmiechnąłem się pomiędzy pocałunkami. W końcu się oderwaliśmy od siebie. Zgadywałem, że jestem czerwony niczym dorodny burak. Mężczyzna szeroko się uśmiechnął.
- Uroczo wyglądasz. - zagryzłem dolną wargę.
- Na pewno. Babunia Tsunade pomyśli, że my chyba po jakimś małym co nieco. - burknąłem nieco zawstydzony. On natomiast się zaśmiał. Poruszył sugestywnie brwiami.
- Możemy zaraz podziałać w tym temacie aniołku. - wyszeptał do mojego ucha. A mnie natychmiast przeszły ciarki słysząc ten jego uwodzący ton głosu. Zasłoniłem dłoniami twarz. On chyba naprawdę chciał mnie wprowadzić do grobu. Spojrzałem na niego.
- Ty chcesz mojej śmierci dzisiaj? Podwójnej?! - mruknąłem. Czułem jak powoli moja twarz przybiera naturalny odcień. W końcu sama myśl o pobiciu przez te dwie kobiety z dołu potrafiła ocucić niczym kubeł zimnej wody. Zaczął gładzić opuszkami palców moje lico.
- Kocham cię Naruto Uzumaki. - po tych słowach pocałował mnie w nos. Szeroko się uśmiechnąłem.
- Ja ciebie bardziej Itachi Uchiha. A teraz chodź, bo będziesz spoczywał obok mnie dwa metry pod ziemią. - lekko się uśmiechnąłem. Pociągnąłem go w dół. Zeszliśmy trzymając się nadal za ręce. Gdy wkroczyliśmy do jadalni każdy już miał zajęte miejsce, a jedzenie już znajdowało się na stole. Oni dostrzegając nas unieśli brewki.
- Uzumaki i Uchiha! Siadajcie nim poznacie mój gniew. - wycedziła przez zęby Senju. Słysząc ten ton głosu momentalnie zająłem wolne miejsce. Nie miałem zamiaru narażać się tej kobiecie. Pamiętałem jak nie tak dawno spuściła mi lanie. O bogowie. Skąd ona ma tyle siły? Jej temperament bywał okropny. Kątem oka spojrzałem na siostrę. Na jej skroni pulsowała dosyć sporych rozmiarów żyłka.
- Bracie... nie jesteś gwiazda, aby się spóźniać dattebane! - wściekłość w tobie głosu siostry przekonała mnie, że mogę być w okropnych tarapatach. Przełknąłem ślinę.
- Uspokójmy się. To nie czas na nerwy. Nie dzisiaj moje drogie, piękne panie. - wtrącił się Jiraya przez co zarobił dwa pełne mordu spojrzenia. Po chwili ktoś jakby kliknął przełącznik i obie złagodniały.
- Masz rację wujku. Przepraszam. Chcieliście coś nam ogłosić? - każdy popatrzył od razu na wujka i babunię. Byliśmy ciekawi, a jednocześnie podejrzewaliśmy o co może chodzić. Ucieszyłem się z tej zmiany tematu ponieważ moja śmierć odwlekła się trochę w czasie.